Wycieczka do Brey

W sobotę wybraliśmy się do miejscowości Brey, trochę na południe od Sandyford, gdzie mieszkamy. Poszliśmy najpierw na autobus, ale podczas naszego pół godzinnego czekania każdy autobus, który przyjechał był pełny i brał pasażerów. Więc poszliśmy na pociąg, co nawet wyszło nas trochę taniej.

W Brey poszliśmy najpierw do centrum miasta, mijając tłumy ludzi idących na plażę, żeby coś przekąsić, zanim sami poszliśmy na plażę. Tam usiedliśmy wygodnie, lub mniej, na kamyczkach, patrząc na piękne morze oddzielające Irlandię od Wielkiej Brytanii. O 15 zaczął się pokaz samolotów. Były różne modele, do różnych celów, z różnych krajów. Mniejsze samoloty robiły różne ciekawe manewry, beczki, koła, raz nawet serce namalowały na niebie. Większe samoloty tylko przelatywały przed widownią.

Potem zagraliśmy sobie trochę w karty. Dowiedziałem się, że te karty co normalnie gramy to nazywają się francuskie, a w hiszpańskie karty są w dwóch wariantach 1-7,10-12 lub 1-12 i wtedy są na nie nieco inne gry. Zagraliśmy w czarnego Piotrusia i w oszusta.

Potem postanowiliśmy przejść się na wzgórze na czubku, którego stał krzyż. Ze szczytu był bardzo ładny widok na morze i na miasto.

No a potem złapaliśmy coś na ząb (ja wziąłem hot doga) i pojechaliśmy autobusem do domu.