Urodziny babci

W niedzielę dzień zaczął się powoli. Po śniadanku poszliśmy do kaplicy, gdzie ksiądz odprawił mszę w intencji mojej babci. Ja nie jestem wierzący, ale ze względu na babcię poszedłem i nawet cyknąłem jej jakieś zdjęcia. Spotkaliśmy tam część rodziny, ale się rozstaliśmy, by sobie posiedzieć troszkę w domu przed pójściem wszyscy razem na urodzinowy obiad.

Przeczytałem kilka komiksów Flasha, napisałem odrobinę mojej powieści, zjadłem brzoskwinkę. Rodzice zgarnęli babcię samochodem, a ja z siostrą poszliśmy piechotą do restauracji. Tam spotkaliśmy resztę rodzinki. W sumie było nas tam coś z 25 osób. Zaśpiewaliśmy babci „sto lat” i kilka pokrewnych piosenek. Potem było dużo jedzenia i jak na każdym rodzinnym obiedzie się przejadłem. Przez kolejne kilka godzin, jak skończyłem umierać za moje łakomstwo, pogadałem sobie z różnymi członkami rodziny, z którymi nie mam zbyt często kontaktu.

Babcia wygląda na zadowoloną.